sobota, 25 maja 2013
Rozdział 4 .
Z perspektywy Jessicy
Obudził mnie dzwonek w telefonie. Spojrzałam na ekran. Dzwonił nieznany numer. Odebrałam.
- Halo? - powiedziałam cichym, zachrypniętym głosem
- Jess, to ty? - moje serce szybciej zaczęło bic - To ja Louis. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem.
- Nie, właśnie wstawałam. A można wiedziec skąd masz mój numer? - zapytałam
- Mary mi go dała. - powiedział
" Zabiję ją"
- Może wpadłybyście tak około 18.00. do nas. Byłoby super i myślę, że Harry też by się ucieszył.
- Jasne. Tylko daj swój adres.
- Przyjadę po was. Na szczęście pamiętam, gdzie mieszkacie. Dobra, to przyjadę po was o 18. Może byc?
- Jak najbardziej. - powiedziałam wesołym głosem
- To świetnie. Do 18.
- Do 18. - rozłączyłam się
Moje największe marzenie się spełniło. Poznałam One Direction, a na dodatek będę w ich domu.
Uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Próbowałam jeszcze zasnąc, ale już nie mogłam. Wstałam spod ciepłej kołdry i udałam się w stronę łazienki. Wzięłam ciepły prysznic i przebrałam się wcześniej przygotowane ciuchy. Zeszłam po schodach do kuchni. Zrobiłam śniadanie mi i Mary.
Pyszne kanapki. Ona na pewno jeszcze spała. Przyszła dopiero nad ranem. Ciekawe gdzie była? Będę musiała jej się zapytac. Usiadłam z kanapkami w salonie i włączyłam telewizor na mój ulubiony serial. Ostatni odcinek oglądałam w Londynie. Gdy się skończył po cichu weszłam do pokoju Mary. Spała. Jej porozwalane ciuchy z ziemi wzięłam do pralki. A trochę ich było. Zawsze musiałam za nią sprzątac. No, ale ona za to świetnie gotowała. Po Włączeniu pralki musiałam posprzątac trochę w swoim pokoju, w którym również panował duży bałagan. Później znalazłam strój na spotkanie z chłopakami. Były to białe rurki, luźna zielona koszulka z nadrukiem i zielone conversy.
Usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach na dół. Wyszłam z pokoju i również udałam się w tamtą stronę. Mary Usiadła przy krześle i zaczęła jeśc kanapkę wcześniej zrobioną przeze mnie.
- Hej. Gdzie wczoraj tak długo byłaś? zapytałam
- Na spacerze.
- Hmm... I mogę wiedziec, skąd Louis ma mój numer? - zapytałam z powagą, ale nie mogłam powstrzymac się od śmiechu
- Chciał, to mu dałam. - odpowiedziała i wzruszyła ramionami
" Chciał mój numer? Ciekawe na co? "
- Louis zaprosił nas do siebie i do chłopaków. - Mary zakrztusiła się kanapką. Gdy już przestała kaszlec powiedziała:
- Chyba Ciebie!
- Nie, powiedział, że ty też musisz przyjśc.
- No nie wiem... Jeśli... - przerwałam jej
- Nie ma żadnego " ale ". Zaprosił nas, więc nie możemy odmówic.
- No dobra... - powiedziała cicho, a ja ją mocno uściskałam
- Dobra, po udusisz! - wykrzyczała
Puściłam ją i spojrzałam na zegarek. Była 14.32. Miałyśmy jeszcze trochę czasu, więc zaproponowałam, żebyśmy zagrały w grę planszową, na co Mary od razu się zgodziła. Na początku wygrywałam, ale później "jak zwykle" byłam w tyle. Znów wygrała Mary i cieszyła się jakby była chora psychicznie. Spojrzałam na zegar. W kościele bili na 17. Szybko poderwałam się z miejsca.
- A ty? Nie przygotowujesz się? - zapytałam siedzącą na sofie Mary w piżamach
- Już idę, już. - powiedziała
Obie weszłyśmy na górę do swoich pokoi. Ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy, rozpuściłam włosy i poprawiłam makijaż. Po przygotowaniach ruszyłam w kierunku pokoju Mary.
Zastałam ją dalej w piżamach, stojącą przed otwartą szafą i wpatrującą się w swoje ciuchy.
- Może to? - podeszłam do jej szafy i wyjęłam jeansowe szorty i koszulę w kratę. Ona pokiwała twierdząco głową i ruszyła w stronę łazienki. Po długiej chwili wyszła już całkiem odmieniona Mary. Jej piękne, brązowe włosy opadały na jej ramiona, a w ręce trzymała ray - bany, które po chwili założyła na nos. Wyszłyśmy przed nasz dom. Przed nim stało czarne BMW Louisa.
Ruszyłam w stronę samochodu, a moja przyjaciółka zamknęła drzwi do domu. Po chwili siedzieliśmy we trójkę w aucie. Ja z Louisem siedzieliśmy z przodu, a Mary z tyłu. Jechaliśmy w ciszy. Co jakiś czas zerkałam na chłopaka, a on na mnie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały zaczęliśmy się śmiac. Mary tylko ciężko wzdychała.
Po 20 minutach staliśmy pod ślicznym, ogromnym domem. Ze środka dobiegały dzikie wrzaski. Louis otworzył nam drzwi. To, co ujrzałam było nie do opisania. Zayn uciekał ze spodniami, a Harry w samych bokserkach biegał za nim i krzyczał:
- Zayn, cioto! Oddawaj! - jednak to nie przynosiło rezultatu.
Mary pod nosem zaczęła się śmiac.
- Z kim ja mieszkam? - Louis złapał się za głowę. Po chwili dodał głośniej:
- Stop! Mówiłem wam, że jadę po dziewczyny, a jak wrócę to ma byc spokój! Tak?!
Wszyscy ze zdziwieniem na niego patrzyli. W tej chwili prawie goły loczek zabrał Zaynowi spodnie i ruszył po schodach na górę. Nas za to Louis zaprosił na horror...
Z perspektywy Mary
Gdy już się znajdowałam w salonie usiadłam obok Nialla. Louis i Jess usiedli obok siebie. Zayn włączył horror. Louis przed filmem zapewniał, że dla niego to będzie bajeczka, ale w trakcie filmu cały czas piszczał i przytulał się do Jess. Po schodach zszedł już ubrany Harry. Usiadł obok mnie i wyszczerzył swoje białe ząbki. Przez niego nie mogłam się skupic na oglądanym filmie. Po pewnym czasie wyjął z kieszeni komórkę, poklikał coś na niej, po czym schował. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam kto napisał. Nieznany numer.
MOŻEMY WYJŚC NA DWÓR I POGADAC NA OSOBNOŚCI?
Spojrzałam na loczka. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem. "Skąd on miał mój numer?" Wstałam i udałam się w stronę basenu na dworze.
- Mary... - usłyszałam głos Harrego - ja przepraszam za tamto na imprezie... Za dużo wypiłem i się nie kontrolowałem... Przepraszam... - w jego oczach było widac smutek.
Na początku byłam na niego wściekła, ale już mi przeszło.
Podeszłam do niego i się przytuliłam.
- Wybaczam. - delikatnie się uśmiechnęłam
Po chwili drzwi do domu się otworzyły.
- Gołąbki, chodźcie! Gramy w butelkę! - krzyknął Zayn i wbiegł do środka, a my za nim.
Usiedliśmy wszyscy w kółeczku. Grę rozpoczynał Louis. Zakręcił. Wypadło na Jess.
- Co wybierasz? Prawda, czy wyzwanie? - popatrzył na nią z szatańskim uśmieszkiem
- Nie dam Ci tej satysfakcji. Prawda. - jego mina zrzedła
- No więc... - zastanawiał się chwilę - masz rodzeństewo?
- Tak. Młodszego brata. - odpowiedziała Jess, a humor Lou od razu się poprawił. Jess kręciła. Wypadło na Liama.
- Idź weź z lodówki marchewkę i zjedz ją przy Louisie. - chłopak poszedł po marchewkę, a Louis zrobił minę nie do przebicia. Liam wrócił.
- Louis, niestety. To już ostatnia marchewka. - powiedział Liam i zaczął ją chrupac.
- Pożałujesz tego Jess. - powiedział Louis i pogroził palcem dziewczynie, a ona wystawiła mu język.
Liam zakręcił. Niall.
- Wybieram prawdę. - powiedział blondyn
- Dobra... Co byś wybrał? swoją dziewczynę, czy jedzenie?
- Oczywiście, że jedzenie!
Później Zayn musiał założyc biustonosz swojej kuzynki, którt kiedyś jej zabrał. Wyglądało to przekomicznie.
Ja. Musiała zrobic dla Zayna kanapkę. Louis. Musiał stanąc na rękach, co mu się trochę nie udało. Jess.
- Teraz się zemszczę. - powiedział, zatarł ręce, po czym wstał.
Przerzucił Jess przez ramię i powędrował z nią na dwór. Po chwil wrócił cały roześmiany i usiadł na swoje miejsce. Za nim wróciła mokra i wkurzona Jessica. Louis do niej podbiegł i zaciągnął na górę. Po chwili wrócili. Jess ubrana była w męskiej koszuki. Usiedli. Dalej graliśmy. Kręciła Jess. Harry.
- Wyzwanie. - powiedział, nim Jess zaczęła
- Pocałuj Mary. - jej oczy skierowały się w moją stronę
Zabije ją! Po prostu zabiję! Przed chwilą rozmawiałam z Harrym o tamtym pocałunku a teraz następny.
Harry popatrzył na mnie niepewnie. Jakby chciał się upewnic, czy się zgadzam. Podszedł do mnie i wpił się w moje usta po raz drugi. Z każdą chwilą ten pocałunek był coraz namiętniejszy. Czułam, jak motyle latały w moim brzuchu. To cudowne uczucie...
Gdy się od siebie oderwaliśmy posłał mi słodki uśmiech, a ja delikatnie się zarumieniałam. Patrzyliśmy sobie w oczy. W jego zielonych tęczówkach tańczyły małe iskierki.
- Ehm... - Niall krząknął - gramy dalej?
- Może porobimy coś innego? - zaproponowała moja koleżanka
- Ja wiem co! - krzyknął Louis - wyścigi!
- W czym? - zapytałam
- W piciu piwa. - pobiegł do kuchni. Po chwili wrócił z dużą ilością alkoholu. - dobra, no to zaczynamy. - dodał - jeśli my wygramy to tu nocujecie, a jeśli wy, to będziecie mogły iśc do domu.
- Ale Louis... Wy i tak wygracie... Nie mamy z wami szans. - powiedziała Jess
- To przenocujecie u nas. - uśmiechnął się do niej.
- Ja się tak łatwo nie poddam. - dodałam
Wzięłam jedno piwo, tak jak reszta i na znak zaczęłam pic. Jess po pięciu piwach odpadła z Niallem i Liamem. Po dziesięciu piwach odpadł Louis.ostałam z loczkiem i Zaynem. Muszę przyznac, że mam mocną głowę do alkoholu. Po piętnastu piwach padł mulat. Został już tylko Harry. Byłam już przy dziewiętnastym piwie i nie zdołałam wypic więcej. Harry popatrzył na mnie z triumfalnym uśmiechem.
- No to nocujecie u nas! - powiedział
- Musimy... - spojrzałam na niego błagalnie
- Tak. - dodał i położył się na kanapie
Jess, Louis, Niall i Liam rozeszli się do pokoi, w tym, że Louis po drodze się wywalił. Harry zasnął na kanapie. Patrzyłam na śpiącego chłopaka. Podczas snu wyglądał tak słodko. Z kuchni wyszedł Zayn.
- Coś czuję, że Harry nie ruszy się do swojego pokoju, więc możesz tam spac. Gdy wejdziesz po schodach, pierwsze drzwi po lewej. - uśmiechnął się i wszedł na górę.
Patrzyłam jeszcze chwilę na śpiącego loczka, po czym przykryłam go kocem i udałam się w wyznaczone miejsce. Zapaliłam światło w pokoju.
Była to śliczna biało - czarna sypialnia. Wskoczyłam pod czarny koc. Ten cudowny zapach Stylesa roznosił się po całym pokoju i dlatego nie mogłam zasnąc. W końcu po przytuleniu poduszki zapadłam w głęboki sen...
Wiem, że mi nie wyszedł, bo nie miałam czasu na pisanie. Śpieszyłam się, bo musiałam bratu oddac laptopa:(
mój 2 blog: http://youneverlove.blogspot.com/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jakie nie wyszedł ?! Jest świetny !! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;p
Jak nie wyszedł? Jest rewelacyjny!
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;D
Owww świetny ;D
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie ;>
/Bella♥
_____________________
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
Zapraszam na http://wishmeyourself.blogspot.com
OdpowiedzUsuńpojawił się rozdział 17!
przepraszam za spam!
buziaki :*